Przeszliśmy się do największej placówki edukacyjnej w naszej gminie, Szkoły Podstawowej w Przecławiu, żeby zapytać, czy uczniowie w Dniu Wagarowicza zamierzają przyjść na lekcje. Co nam powiedzieli?
21 marca to dzień, na który czeka większość uczniów. Dzień Wagarowicza to jedno z ulubionych świąt uczniów, a jego dodatkową atrakcją jest to, że przypada na pierwszy dzień wiosny. W przeszłości wagary były traktowane zdecydowanie surowiej. W latach 80.
i 90. XX wieku uczniowie, którzy decydowali się na opuszczenie lekcji, narażali się na wysoką karę – zarówno ze strony nauczycieli, jak i rodziców. Dziś, choć wagary nadal mają pewien podtekst buntowniczy, szkoły znalazły sposób na zorganizowanie tego dnia w sposób kontrolowany. Wiele z nich organizuje wycieczki, zawody sportowe czy wyjścia do kina, a także symboliczne topienie marzanny, które ma związek z początkiem wiosny. Słowo „wagary” pochodzi od łacińskiego „vagari”, co oznacza „błąkać się”
lub „wałęsać się”, doskonale oddając sens tego dnia – wolności, spędzania czasu na własnych warunkach.
Co zrobią uczniowie?
- Pewnie, że idziemy na wagary! Cała klasa idzie. W tym dniu nie da się usiedzieć w szkole – mówi ósmoklasista.
- Czekamy na ten dzień cały rok – dodaje jego kolega. – To nasz dzień, by zrobić coś wbrew wszystkim i dobrze się bawić.
- Z mojej klasy pewnie większość chce iść na wagary. A gdzie? Na pewno do galerii, gdzieś pochodzić po mieście. Ja jadę do galerii z koleżankami – mówi uczennica siódmej klasy.
Inne wypowiedzi nie pozostawiają złudzeń. Wszyscy chcą tego dnia omijać szkołę z daleka.
- Ja na pewno z nikim się nie będę bawił w jakieś legalne wagary.
- Nikt się nie boi, wszyscy to robimy razem.
- W ten dzień nie myślimy o szkole. Zobaczymy, co wymyślimy, ale zawsze chodzi o to, żeby wyrwać się gdzieś.
A czy ktoś w ogóle przyjdzie do szkoły? – zapytaliśmy.
- Kujony będą na pewno – usłyszeliśmy szybką odpowiedź.
Musimy przyznać, że pojawiła się jedna ostrożna wypowiedź.
- Jak klasa będzie chciała pójść na wagary, to jasne, że pójdę! W poprzednich latach wychodziliśmy razem i naprawdę świetnie się bawiliśmy.
Co na to dorośli?
Nie brakuje też głosów tych, którzy wspominają wagary z czasów młodości. Wiele osób, które pamiętają szkolne lata 80. i 90., przyznaje, że wagary były traktowane z dużą dozą strachu. Wówczas obawy przed karą były silniejsze niż chęć do buntu.
- W moich czasach wagary to była prawdziwa przygoda, ale i ogromny stres – mówi pani Marta. - Pamiętam, jak raz poszłam z koleżankami na wagary do parku Kasprowicza, a potem bałyśmy się wrócić do szkoły. Strach przed nauczycielami, którzy mieli wówczas dużo większą władzę, był ogromny. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej, młodzież ma większą swobodę. Widzimy, jak wszystko się zmienia, ale nie wiem, czy to na lepsze.
- Pamiętam moje wagary w Technikum Budowy Okrętów. Grupa silniejszych namawiała kujonów, żeby wyjść gdzieś. Ci nie chcieli, zostali zmuszeni wręcz siłą – opowiada pan Jarek, który wspomina zdarzenie z końca lat 80. - Plan był taki, że znikamy na dwie pierwsze lekcje. Wyjście na cały dzień było zbyt ryzykowne. Poszliśmy całą klasą na wieżę Bismarcka. Tam niestety jeden z kolegów, jeden z tak zwanych kujonów, pośliznął się i wybrudził całe plecy, przez co nie mógł wrócić w takim stanie do szkoły. Rozpłakał się. Bał się reakcji rodziców. Było mi go szkoda.
- Ja nigdy nie wagarowałem – przyznaje pan Krzysztof. - Miałem za to bardzo silne poczucie odpowiedzialności i nie chciałem narazić się nauczycielom i rodzicom. W tamtych czasach, jak ktoś wagarował, to można było mieć poważne problemy. Pamiętam, jak moi koledzy się zastanawiali, czy warto. Teraz patrzę na młodzież i widzę, że dzisiaj wagary to raczej zabawa, a nie strach przed konsekwencjami.