Puti strzelił focha. Nie wiedzieć czemu obraził się na mnie. Z rana nie miauknął na dzień dobry, nie zaprowadził do kuchni, wkręcając się w szprychy po drodze. Minął mnie nadęty, ostentacyjnie odwracając głowę w drugą stronę. Przeszedł obojętnie obok pełnej miski, zrobiwszy wcześniej taką minę, jakby chciał powiedzieć: sama to sobie zjedz!
- Puti, no co ty? Źle się spało? Wstało się lewą łapką?
Nic. Ja w jedną stronę, kot w drugą. Nie powiodła się próba złapania kontaktu wzrokowego. W końcu musiałam wyjść do pracy. Zostawiłam Kota z fochem, mając nadzieję, że kiedy wrócę, przywita mnie Kot bez focha. Nie przywitał. Fuknął na mnie i strzelił z półobrotu w rękę wyciągniętą na zgodę.
- O żesz ty wredny, wyliniały kocurze! Kobietę bijesz, sierściuchu jeden? Murzynki w Afryce głodują, a ja cię tu polędwiczką karmię. Kocury w schronisku wegetują, a ty, łajzo jedna, masz wszystko i taka wdzięczność? Z pazurami? Na pancię?
Strzeliłam focha. Nie będzie polędwiczki, ani cielęcinki. Nie będzie rybki lekutko sparzonej, ani serka waniliowego. Żadnej koci miętki. Żadnego głaskania na dzień dobry i na do widzenia. Nie będzie spania w łóżku. NIC NIE BĘDZIE!

Wytrzymałam dwa dni. Przeprosiłam kotka. Była polędwiczka i cielęcinka i rybka lekutko sparzona. Puti chodzi zadowolony, wkręca się w szprychy każdego ranka, zrelaksowany i wypoczęty. Spełniam jego zachcianki, za co on czasem wskoczy mi łaskawie na kolana i zamruczy kocią mruczankę. Tylko tyle i... aż tyle.
Było powiedziane: „Rozradzajcie się i rozmnażajcie się i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które poruszają się po ziemi”.
Taaa. Uroiliśmy sobie, że świat został stworzony dla nas. Otóż nie. Świat został stworzony dla wrednych, rudych, wyliniałych sierściuchów i mój kot o tym wie. Ja też.
Jeśli zapomnę, znów strzeli focha. Bo porządek musi być. Miau!