Młody i zdolny - tak mówią o nim nauczyciele ze Szkoły Podstawowej w Przecławiu. Konrad Traczyk (rocznik 2000), który jeszcze do niedawna mieszkał w gminie Kołbaskowo, teraz jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych głosów w Polsce. Z Konradem rozmawia Mateusz Iżakowski.
M.I.: Jak wspominasz swoją młodość w Przecławiu? Miałeś swoje ulubione miejsca? Czy mając 15-16 lat myślałeś o tym, żeby pracować w mediach?
K.T.: “Młodość na pewno była okresem sporej beztroski. Tym bardziej, gdy porównuję tamte lata do dzisiejszej perspektywy – trzech prac, które trzeba ze sobą pogodzić, co nie zawsze jest łatwe. Był czas na znajomych, na pasje i oczywiście na szkołę, która w sumie wypełniała sporą część mojego życia. Już jako dzieciak bawiłem się w domu w nagrywanie własnych programów telewizyjnych na aparat z komunii, więc kiedy w szóstej klasie pojawił się plan uruchomienia szkolnej telewizji, byłem zachwycony i chętnie się w to zaangażowałem. W międzyczasie brałem też udział w różnych apelach i przedstawieniach, działałem w szkolnej gazetce. W gimnazjum stworzyliśmy kilka numerów, z którymi potem pojechaliśmy na konkurs do Katowic. Zrobiłem do nich wywiady m.in. z ówczesnym prezenterem Eska TV – Kubą Gawęckim i Basią Gosztyłą - animatorką publicznością przy takich programach jak „Kocham Cię Polsko", „Rozmowy w toku" czy „The Voice of Poland". Wtedy, jako dzieciak czułem, że zaczynam spełniać marzenia i choć trochę zbliżam się do wyśnionego świata szklanego ekranu”.

M.I.: Kiedy pierwszy raz trafiłeś do mediów? Czym się wtedy zajmowałeś?
K.T.: “Tymi mniej oficjalnymi mediami były gazetki szkolne, w których działałem od czwartej klasy podstawówki. Pisałem artykuły, stawiałem pierwsze kroki w przeprowadzaniu wywiadów, co nie zawsze było łatwe, ale wiele uczyło. Potem w liceum wpadłem na pomysł wyjazdu na obóz dziennikarski „Potęga Prasy" do Rewala. I bardzo wiele mi to dało. Choć oficjalnie jechało się tam odpoczywać, to między obozowiczami króluje hasło „Potęga Pracy", bo my tam naprawdę ciężko harowaliśmy. Nagrywaliśmy różne wywiady wideo z gwiazdami i materiały z wczasowiczami w Rewalu. Tworzyliśmy własną gazetkę, którą potem musieliśmy sprzedać wypoczywającym, co nie zawsze było proste. I było też moje ulubione miejsce – Rewalstacja, czyli obozowe radio, w którym graliśmy piosenki i prowadziliśmy swoje audycje. To wtedy poczułem, że kocham nie tylko telewizję, ale i mówienie do „sitka".



M.I.: A pierwsza poważna praca w mediach?
K.T.: “Była to lokalna stacja, która ma swoją siedzibę w Stargardzie – Twoje Radio. Zaczęło się od tego, że napisałem maila, że jestem zafascynowany radiem i bardzo chciałbym zobaczyć na żywo studio i z czym to się je. Po jakimś czasie dostałem pozytywną odpowiedź. Wsiadłem w pociąg, pojechałem, a podczas wizyty zapytałem, czy istnieje możliwość odbycia jakiegoś stażu. I tak zacząłem pojawiać się w weekendy, żeby wycinać fragmenty rozmów z anteny i przeprowadzać sondy uliczne. Z czasem zacząłem tworzyć swoje pierwsze newsy, wywiady (w tym m.in. z panią wójt Małgorzatą Schwarz). Po kilku miesiącach pojawiła się możliwość, żebym zadebiutował na antenie w tzw. „wejściu" z jednym z prezenterów. Stresowałem się na maksa, ale jakoś się udało. Z czasem dostałem własne pasmo w weekendy, autorski program młodzieżowy, aż dotarłem do etapu prowadzenia najważniejszej części dnia w radiu, czyli poranków.”


M.I.: Jak to się stało, że trafiłeś do Warszawy do radia ESKA? Czym się tam początkowo zajmowałeś? Czy zaczynałeś od przysłowiowego parzenia kawy?
K.T.: “Do Warszawy trafiłem, ponieważ wiedziałem, że choć Pomorze Zachodnie to świetne miejsce do życia, to nie zapewni mi medialnego rozwoju o jakim marzę. To w stolicy swoje siedziby mają wszystkie największe stacje radiowe i telewizyjne. Zanim trafiłem do Radia ESKA, przeszedłem kilkumiesięczny staż jako reporter i desk reporter w TOK FM. Choć w Twoim Radiu tworzyłem newsy, tu nauczyłem się, jak wygląda praca w ministerstwach, Sejmie, na ogólnopolskich protestach. Relacjonowałem m.in. rządowe konferencje, działania przy COVID-19. Bogatszy o ten bagaż doświadczeń i nowych znajomych trafiłem do ESKI. Na szczęście obyło się bez parzenia kawy. Moja szefowa wiedziała, że po porządnej szkole w TOK FM śmiało mogę pracować jako pełnoprawny reporter. I tak faktycznie potem było.”

M.I.: Pierwszy raz na antenie ogólnopolskiej jako prezenter - pamiętasz ten dzień? Jakie to były emocje?
K.T.: “Pamiętam ten dzień trochę, jak przez mgłę, a wszystko przez stres, który mi towarzyszył. Choć dziś mówię do słuchaczy, jak do znajomych i zapominam do ilu aut docieram (przypominam sobie o tym, gdy czasami po programie wsiadam do taksówki albo wchodzę do sklepu), to wtedy byłem mega spięty. Ten pierwszy raz był na antenie Radia SuperNova, czyli obecnego Radia ESKA 2. Wszystkie wejścia napisałem sobie słowo w słowo, żeby niczego nie przekręcić. Dlatego największy stres był wtedy, kiedy musiałem przeprowadzić zabawę ze słuchaczem, którego zachowania nie da się przewidzieć. Ale na szczęście wszystko się udało, a w dodatku słuchacze okazali się ogromnym wsparciem i dobrze mnie przyjęli. Obyło się też bez zrobienia ciszy na antenie albo zagrania trzech piosenek jednocześnie. Potem, gdy z ESKI 2 przechodziłem do głównej ESKI było trochę prościej. Zmieniły się muzyka i wiek ludzi, do których mówię, ale od strony technicznej było to po prostu przejście dwa studia dalej.”

M.I.: Pracujesz w radiu, jednak postanowiłeś spróbować swoich sił w telewizji. Trafiłeś do TVP3 Warszawa. Skąd taki pomysł?
K.T.: “Telewizja zawsze była bliska mojemu sercu, ale przez to, że dość szybko ukierunkowałem się na radio, nie było za bardzo możliwości żeby zboczyć z tej drogi i zaczynać w innym miejscu od zera. Tym bardziej, że nie chciałem całkiem zostawiać radia. Na szczęście udało mi się pogodzić te dwa światy ze sobą z czego bardzo się cieszę. Dzięki temu w telewizji mogę robić poważne materiały, w których np. nagłaśniam jakieś problemy mieszkańców, a w radiu uprzyjemniać drogę samochodem lub gotowanie w kuchni. Choć i na szklanym ekranie zdarza mi się trochę pobawić. Kiedyś podczas łączenia na żywo przed koncertem Taylor Swift za moimi plecami pojawił się znany Tiktoker, który zaczął śpiewać „Shake it off". Innym razem namówiłem warszawskich polityków do pokazania mi ich świątecznych przygotowań i zaśpiewania kolędy. Zdarzyło mi się też zajrzeć za kulisy Teatru Muzycznego Roma, do których dostęp mają tylko nieliczni.”



M.I.: Czy czasami pojawiasz się w Przecławiu?
K.T.: “Przez to, że praktycznie cały tydzień mam wypełniony różnymi aktywnościami zawodowymi na pewno nie tak często, jakbym tego chciał. Ale przyjeżdżam np. na święta. To zawsze dobra okazja do tego, żeby zobaczyć, co się zmieniło i jak sama gmina rozwija się na przestrzeni lat. Śledzę też wszystko w Internecie. Miło patrzy się np. na rozwój GOKSiR-u, który miałem przyjemność otwierać jako konferansjer. To miejsce, którego bardzo brakowało, a które daje duże możliwości. Przyjeżdżają piosenkarze, kabareciarze, aktorzy – ile bym dał, żeby tak było za czasów mojej nastoletniości!”

M.I.: Co byś powiedział młodym ludziom, którzy chcieliby spróbować swoich sił w mediach?
"Żeby rozwijali się na wielu płaszczyznach i najlepiej zaczęli to robić, jak najwcześniej. Lubisz pisać? Świetnie, to podstawa tej roboty. Śpiewasz? Znakomicie, praca z głosem jest niezwykle ważna. Lubisz tańczyć? Doskonale, będziesz mieć lepszą świadomość własnego ciała, stojąc przed kamerą. Kręci cię nagrywanie tiktoków? Może zostaniesz świetnym montażystą albo łatwiej przyjdzie ci mówienie do kamery. Ba, nawet bieganie może okazać się pomocne, gdy trzeba będzie gonić polityka, który będzie uciekał. A potem trzeba spróbować. W szkolnej gazetce, lokalnym radiu, portalu internetowym. Każde doświadczenie coś daje. Później liczy się upór. Ta robota, jak mało, która uczy cierpliwości i niepodłamywania się przy okazji porażek. Ale też i dlatego sukcesy smakują potem tak dobrze."